Wszystkich Świętych jest tylko raz w roku. Ale świętych obcowaniem możemy cieszyć się każdego dnia. Dzisiaj chcę podzielić się z Wami moją bardzo osobistą historią obcowania świętych.
Moje obcowanie z moim świętym
Część z Was już wie, że mamy synka w Niebie. Franio zmarł po 24 dniach życia. Ochrzczony zaraz po narodzinach. Mamy pewność, że mieszka u Pana Boga. Mamy naszego Świętego.
Czasami nazywamy go naszym Małym Świętym Franciszkiem.
Jakiś czas po śmierci Frania uświadomiliśmy sobie, jak on naprawdę dużo może zdziałać. Znajoma doula, która towarzyszyła nam za życia Frania, „zabierała” go do porodów (prosząc o wstawiennictwo) i każdy poród przebiegał szybko i bez komplikacji. Ten fakt przypomniał nam, że świętych obcowanie to nie jest pobożny slogan, ale rzeczywistość dotykająca naszego życia.
Od tego czasu wszystkie znajome mamusie oczekujące potomstwa powierzamy Franiowi. A on… jest niezawodny! Widocznie naprawdę z Nieba można robić o wiele więcej niż na ziemi! Omadlaliśmy z Franiem różne ciąże. Także te bardzo trudne i zagrożone. Takie, co do których lekarze niewiele szans dawali. Wszystkie dzieci są zdrowe i wspaniale się rozwijają. Mieliśmy też wśród bliskich ciąże obarczone lękiem, bo już kilkoro dzieci stracili… i znów wszystkie maleństwa szczęśliwie się urodziły.
Czy to przypadek? Absolutnie! Święci są z nami. Oni naprawdę chcą nam pomagać, bo są już tak niesamowicie blisko Serca Jezusa. Św. Tereska z Lisieux pisała tak: „Jakim szczęściem jest dla mnie umrzeć! Tak, jestem szczęśliwa, nie dlatego, że będę wybawiona od ziemskich cierpień (wszak cierpienie z miłości jest jedyną sprawą, której — w tej dolinie łez — warto pragnąć, tak sądzę). Bliska śmierć napełnia mnie szczęściem dlatego, że czuję, iż taka jest wola dobrego Boga i że [tam] będę ludziom o wiele bardziej użyteczna niż tu”.
Sen
Zazwyczaj nie wierzę w sny. Rzadko mi się coś śni. I jeśli nawet, to nie przywiązuję do tego wagi, bo „sen mara, Bóg wiara”. Oprócz kilku snów w życiu, które jestem pewna, że były dla mnie listem od Boga.
Jakieś dwa lata temu śnił mi się nasz Franio. Wiedziałam, że mogę się nim zająć tylko przez chwilę, bo „na co dzień mieszka w Niebie”. Nagle zobaczyłam przechodzącego obok mojego zmarłego brata. (Oczywiście wcale mnie to nie zdziwiło). Ale bardzo chciałam przedstawić mu mojego synka. Zawołałam: „Rafał! Zobacz, jakiego mam wspaniałego syna”. A na to mój brat: „Cześć Siostra. Wiem, przecież my się doskonale znamy!”. To była dla mnie kropka nad „i”. Jeden święty doskonale zna drugiego świętego. A ja na ziemi płaczę z tęsknoty za nimi… jak bardzo łatwo zapomnieć, że oni żyją w Bogu. I że nie straciłam ich. I nie jestem mamą dziecka utraconego… jestem mamą świętego! Alleluja!
PS. Płacz, żal, tęsknota są normalne. Jesteśmy ludźmi, więc często nasze emocje dochodzą do głosu. Nawet po latach, gdy wydaje się, że już „przeżyliśmy żałobę”. Płaczę, bo tęsknię, bo czuję pustkę w ramionach. Ale ufam Bogu i wiem, że zaraz po śmierci Franio i Rafał przywitają mnie w Niebie…. teraz tylko muszę tak żyć, by Tam Żyć 🙂
Powierzam opiece Frania Ewę, Kamilę, i Kingę! Święty Mały Franciszku, módl się proszę za moimi kochanymi dziewczynami i ich pociechami! 🙂